WASZA SCENA MUZYCZNA

Niall Horan z One Direction i jego "Heartbreak Weather" (2020) - recenzja

Niall Horan wraca z nowym albumem! Po ogłoszeniu „wakacji” grupy One Direction artysta nadal płynnie działa i zdaje się świetnie radzi sobie w solowej karierze.

 

Jego pierwszy album „Flicker” osiągnął już platynę, co najdobitniej o tym świadczy. Pandemia nie jest dobrym czasem na promocję albumu, a szkoda, bo jest czego na płycie słuchać.

Artysta sam pisał na swoim facebooku o tym problemie, jednak nie było już odwrotu od premiery. Często jest tak, że, jak słuchamy płytę artysty, ważny jest pierwszy utwór. W ty przypadku zachęca on do dalszego odsłuchu. Syntezatorowe przestrzenie przenoszą nas w pozytywną przestrzeń, w której chcemy pozostać. Podobnie jest z kolejnym utworem, który zgrabnie podany przedstawia nam historię miłosną. Głos wokalisty, lekko ochrypnięty umie się rozwinąć w bardziej rockowych, gitarowych refrenach.

Całość wypełniają dobrze wkomponowane riffy gitarowe wymieszane z brzmieniem klawiszowym. Nie brakuje również piosenek, które mogą stać się wielkim hitami.

 

Piosenki mają chwytliwe refreny, czasami jest wesoło i energicznie, czasami melancholijnie. Pianino w duecie z instrumentami smyczkowymi uzupełnia całość ballady „Put a Little Love on Me” do której artysta wypuścił już teledysk. Nad piosenkami nie można się rozwodzić jak nad wytworną twórczością jazzową czy metalową. 

Jest to przyjemny pop, który spełnia oczekiwania i ma wielką rzeszę fanów. I w tej formie album spełnia oczekiwania. Muzyka przyjemna, dzięki której możemy odetchnąć, odpocząć. Dobra do słuchania w aucie. Jeżeli jednak chcecie się czymś zaskoczyć w porównaniu do pierwszego albumu artysty, możecie się zawieść. Potencjał tej płyty tkwi w jej prostocie i sądzę, że tego oczekują fani artysty.